Nowe Planty
16 04 2009 :: Piotr WorytkiewiczROD im. M. Lewińskiego to rodzinny ogród działkowy jak sama nazwa wskazuje powinniśmy tu czuć się dobrze wyrzucając z siebie wszelkie toksyczne substancje… ale do rzeczy – jak mi powiedział członek zarządu dając przepustkę na działki. Zrozumiałem szybko, ze wymaga konkretnego celu akcji. Zapewne z takim pragmatycznym podejściem spotkam się jeszcze wielokrotnie. Póki co bąknąłem coś o wystawie zwłaszcza, że pracuję w muzeum co może ale nie musi warunkować moje spojrzenie na działki.
Wspomniane działki fascynują lokalizacją na terenie dawnych fortów austriackich budowanych w połowie XIX wieku, obecny ogród też należy do historycznych w Krakowie: w pawilonie zarządu wiszą dwie tablice pamiątkowe. 4 marca 1938 było otwarcie a więc się spóźniłem – warto byłoby porównać teren i uprawy które 8 kwietnia obszedłem dookoła zachwycając się rzeźbą terenu, bogactwem drzew i altan o ciekawej architekturze oraz starannie wytyczonymi zagonkami.
Pokiwałem głową nad balią z łapaną z dachu wodą (gdzie te studnie? nie ma! – na odkręcenie kurka czekamy do 10 marca ), plastikowymi opakowaniami po sokach na patykach przeciw szkodnikom i nad ledwo co wystającymi z ziemi kwiatkom – jeszcze za krata ogrodzenia, czekającym przez badacza na uwolnienie.
Krajobraz działek został wygenerowany przez okrągły plac przeznaczony na dziecięce zabawy i osprzęt – rewelacja. Nie chcę krakać ale to obniżenie terenu wygląda na usunięcie ziemi wykorzystanej potem na wyżej położone działki zamykające ową przestrzeń zabaw ze wszystkich stron świata.
Przestrzeń ta to również system alejek spacerowych rodzaj Plant jak wokół Starego Miasta. Nie wchodząc w wewnętrzne podziały i przydziały np. wody dodam jeszcze 5 bilbordów wystających myląco z ponad 2 metrowego żywopłotu od strony ul. Łokietka – czyli głównej ulicy przelotowej. Wyobrażam sobie jaki widok przedstawia ogród z górnego piętra bliskiego wieżowca. Z tą myślą zasypiam.
24 04 2009
Cześć Piotrze, jak myślę piszesz o bliskich mojemu sercu działkach znajdujących się teraz obok kościoła św. Jadwigi w Krakowie. Moje dzieciństwo upłynęło częściowo na tych działkach, chociaż nikt z “moich” nie miał tam swojej małej posiadłości. Piszesz o “wygenerowaniu” terenu działek przez okrągły, obniżony plac pośrodku. To miejsce po zburzonych budowlach (forcie), które tam kiedyś istniały, a których resztki w latach 60.XX w. (o Boże jak to dawno!)były jeszcze miejscem ryzykownych zabaw wszystkich dzieci z okolicy. To były szczęśliwe czasy, kiedy okalający ten porzucony i zaniedbany teren, pierścień działek na dawnym fortecznym wale nie był nadmiernie odgrodzony od dorosłych spacerowiczów i dzieci ogrodzeniami, siatkami, ani bramkami. Płotki były raczej niskie i symboliczne. Rosły wówczas jeszcze piękne stare drzewa – pozostałość po tamtym dawnym układzie architektonicznym, podkreślające kolisty kształt terenu działkowego usytuowanego jakby na obrzeżu dawnej zabudowy. Altanki były mało wyszukane, ale można było grasować także obok nich i na działkach, co nie budziło oburzenia. Maluchom dawano truskawki, kwiaty, odpowiadano na ich pytania, czasem wręczano grabki “zatrudniając do pomocy”. Niektórzy działkowcy hodowali gołębie i drób, pamiętam też kury i kaczki o dziwnym upierzeniu. Potem teren pośrodku uporządkowano, ruiny forteczne zburzono, powstał park dostępny dla wszystkich, z alejkami, trawnikami, boiskiem i “miasteczkiem komunikacyjnym”. Jednak odgrodzony od działek.Działkowcy ogrodzili się, można powiedzieć – ufortyfikowali (tradycja miejsca obowiązuje?), choć pewnie mają złudzenia, że ochronili się tym samym od wandali i złodziei. Teraz niezrzeszeni, spoza grona działkowców, o ile wiem, nie mogą obejść całości alejką wiodącą wokół, przypatrując się domkom, kwiatom i drzewom. A tak działo się dawniej. Pamiętam, że z koleżanką co roku wybierałyśmy sobie “swoją” altankę i działkę, a potem zaglądałyśmy co się w nich dzieje, czy róże już kwitną, czy altanka już pomalowana?! Nikomu jakoś to nie przeszkadzało.
Teraz istnieją dwa byty – park i okalające go działki.A ja przestałam tam chodzić. Zawsze jednak będę wspominać tamte czasy, gdy prowadzona przed Dziadka za rękę, z Dziadkiem mojej koleżanki z podwórka wybieraliśmy się na działki. Dziadkowie przysiadali na zruinowanym murku i gadali, a my szalałyśmy… Nasi opiekunowie przestrzegali nas tylko przed wpadnięciem do jakiejś dziury i “znaleziskami” z ruin typu: skorupy, stare bezpieczniki, żelastwo (bo to może niewypał!). Ustalili też, że wejście na czyjąś działkę ma poprzedzać powitanie i pytanie, czy właściciel na to pozwala… Nie wolno było też niczego zrywać bez pozwolenia. Sielanka? Może, ale tak to wspominam. Tyle o przeszłości. Cieszę się Piotrze, że wybrałeś ten Ogród Działkowy, bo chyba go dobrze rozszyfrowałam? Powodzenia – koleżanka z pracy i dawna sąsiadka z dzielnicy
Grażyna Mosio