Gołąb z nieba
24 06 2009 :: Basia Kożuch– Szybko, szybko, niech pani idzie! coś pokażemy! No, szybciej, ale się pani zdziwi! – tak parę dni temu, tajemniczo przywitali mnie moi działkowicze. Z ciekawością zbliżałam się do altanki, przy której stali oboje małżonkowie, patrząc raz na mnie a raz pod drewniany stolik, pod którym jak się okazało, siedział napuszony …..gołąb. – Ojej, a co się stało? Skąd się wziął u państwa na działce ?- ze zdziwieniem przypatrywałam sie drobnemu, szaremu, wystraszonemu trochę moim wtargnięciem ptakowi. – Spadł nam z nieba – odpowiedzieli niemal jednocześnie moi państwo.
Okazało się, że widywany od pewnego czasu nad działkami jastrząb, przypuścił atak na gołębia, chwycił go w locie ale po chwili rozpaczliwie szarpiący się ptak uwolnił się ze szpon drapieżnika i spadł prosto pod nogi, siedzącego na leżaku, pana Leszka. Zdziwiony popatrzył odruchowo w niebo i zobaczył krążącego jeszcze , ale już wycofującego się jastrzębia. Gołąb okazał się być dość mocno zraniony, pod skrzydłem miał wyszarpaną głęboką ranę, nie mógł stanąć na nóżkach. Państwo Leszkowie natychmiast przystąpili do działania. W działkowej apteczce znalazła się woda utleniona, jodyna, zasypka antybakteryjna. Gołąb został opatrzony i umieszczony w kąciku altanki, gdzie spędził nieruchomo prawie dwa dni i z pełnym zaufaniem poddawał się zmianom opatrunków. Po czterech dniach już stanął na nóżkach ( na jednej ma czerwoną obrączkę co świadczy, że pochodzi z hodowli), nabrał apetytu, zaczął powoli chodzić a ja zobaczyłam go już w całkiem niezłej formie. Rana się goi, porasta delikatnym puchem i jest nadzieja, że za niedługo, jeśli okaże się, że skrzydło nie jest uszkodzone będzie pewnie próbował latać.
Dumni z uratowania gołębia, boją się jednak moi działkowicze, że nie całkiem jeszcze sprawny ptak, będzie łatwym łupem dla wciąż penetrującego nad mogilskimi działkami jastrzębia i zastanawiają się czy nie trzeba będzie wydłużyć turnusu rehabilitacyjnego.