Podziel się ziemią
13 07 2012 :: Magdalena ZychNowa ustawa, którą będą przygotowywać posłowie, po tym, jak Trybunał uchylił wiele zapisów z obecnej ustawy o R.O.D. będzie musiała uwzględnić realia miejskiego życia w czasach, w których ziemia to pieniądz a nie jedzenie albo po prostu dobre życie. Miasta póki co nie są na orbitach lecz usadowione na gruntach zasnutych w dużej mierze betonem, muszą wymyślić sposób na użytkowanie pozostającej w ich gestii ziemi. Dla dobra ich mieszkańców.
Argumenty, jakie przetaczają się w okołodziałkowych wypowiedziach o tworzeniu parków (kto je utrzyma?), o niepłaceniu przez działkowców podatków (w specjalnych strefach ekonomicznych też się podatków nie płaci!), o konieczności zwrotu przedwojennej własności przez zadłużone samorządy (wydaje się, że przedwojenne stosunki własnościowe uwzględniały inny podział klasowy?) wyprowadzają dyskusję o działkach na ciekawe tory społecznego pożytku lub marnotrawstwa. Przez najbliższe półtora roku powstanie pewnie kilka projektów ustawy, politycy ze wszystkich stron objęli patronatem już nie milion działkowców a cztery miliony użytkowników działek. W takim razie warto zerknąć w kalendarz wyborczy, a z kalendarzy, jak etnografia uczy, zawsze umiejący czytać potrafili przepowiedzieć pogodę. W grudniu 2013 roku będzie pół roku do wyborów do Parlamentu Europejskiego, rok 2013 to również rok wyborów samorządowych, a więc zimą będzie trwało ostateczne precyzowanie list i strategii. Komu działkowcy będą co pamiętać?
Porzucam wieszczy ton i sięgam po brytyjski przykład nie oglądania się na to, co politycy mają do powiedzenia. Kolejki po przydział działki są bardzo długie (pisałam już raz o tym tutaj). Istnieje tam jednak przepis mówiący o tym, że jeśli do gminy/ dzielnicy zgłasza się co najmniej sześć osób z wnioskiem o wskazanie ziemi pod uprawę gmina/ dzielnica ma obowiązek teren taki wskazać, jest to prawo coraz powszechniej egzekwowane. Zamiast trawników Brytyjczycy sieją dzikie łąki (w Polsce dostępne lokalne odmiany u Łukasza Łuczaja), zakładają bujne ogrody balkonowe (Vertical Veg), a prawie siedemdziesiąt tysięcy ludzi radzi sobie inaczej. Jak?
Gdy portal landshare.net wsparł charyzmatyczny lifestylowy kucharz i dziennikarz Hugh Fearnley-Whittingstall, autor popularnego programu telewizyjnego River Cottage (stary jak świat temat o przenosinach na wieś i dobrodziejstwach kulinarnych z tego płynących), propagator szczęścia hodowlanych kur (kampania Chicken Out! czyli Kurczaki wynocha!), wówczas skupił liczną społeczność wokół tego pomysłu. Portal o jakim mowa to machina łącząca tych, którzy szukają ziemi z tymi, którym jej zbywa. W działania mogą się włączać również chcący doradzić lub podziałać społecznie na rzecz wolnych ogrodów. Ziemia, która rzuca wyzwanie i nie powinna się po prostu marnować może być polem przy parafii, wąską działką za supermarketem ale i skrawkami przed kamienicą. Sieć działa nie tylko w Wielkiej Brytanii ale i w Kanadzie, startuje w Australii. Na portalu znajdziemy instruktaż jak się za to zabrać, następnie jak się zabrać za ogrodnictwo, a także jak pomóc samorządom współdziałać w tym temacie.
Brytyjskie pomysły społeczne na ogół wyprzedzały swoją epokę, w końcu pierwsze ogródki działkowe powstawały właśnie tam, Anglia wkraczała w epokę wiktoriańską z rozwijająca się ideą ogrodowych pól dla bezrobotnych lub robotników, do 1899 uprawiano tam już 440 tysięcy działek! Brytyjscy historycy idei łączą powstanie ogrodnictwa działkowego z siedemnastowiecznym problemem ogradzania pól pod rozwój fabryk i ówczesnymi buntami chłopskimi, ale to już motyw na zupełnie inną opowieść. Więcej w książce „dzieło-działka” !
18 07 2012
w Wiedniu dobra wystawa o pracy z ziemią – podtrzymywaniu wspólnot (skupiska wykluczonych emigrantów) i tworzeniu się wspólnotowości w miejskim zatomizowaniu. http://www.youtube.com/watch?v=ltYeKNMhagE&feature=player_embedded#!
23 07 2012
Tak, rzeczywiście to była dobra wystawa, pisałam o niej w maju a w naszej bibliotece mamy książkę Hands-On Urbanism (w wersji angielskiej).