Mija 30 lat od powstania Polskiego Związku Działkowców, który wyłonił się z wcześniejszych form skupiających polski ruch ogrodów działkowych. Pretekstem wydarzenia jest także szereg monitorowanych przez działkowców inicjatyw zmierzających do nadania ogródkom działkowym w Polsce innego niż dotychczasowy statusu. W Kongresie weźmie udział 4 000 uczestników. Zapowiada się ciekawe wydarzenie o politycznym zabarwieniu.
14 lipca ponad 2500 tysiąca uczestników I Kongresu PZD obradowało w Warszawie cały dzień. Delegacje przybywały od rana a nawet dzień wcześniej, pamiątkowe zdjęcia przed pałacem, ekscytacja, atmosfera święta. Zamieszanie przy odbieraniu plakietek, potem kawa i rogaliki – całe korytarze PKiN zastawione stołami. Działkowcy stłoczeni, więcej mężczyzn niż kobiet, większość bardzo elegancka. Górnicy w gali. Średnia wieku – około 60 lat. Sporo osób całkiem starszych.
Sala kongresowa wypełniona po brzegi, dopisali politycy wszystkich frakcji oprócz PiS, partii, której działacz (zresztą członek PZD, na koniec zgłoszono wniosek o jego wykluczenie z szeregów) zgłosił projekt ustawy bezpośrednio przyczyniającej się do powołania Kongresu.
W trakcie obrad żywiołowo reagowano na referat Prezesa PZD Eugeniusza Kondrackiego. Owacjami przyjęto m. in. te słowa:
Ogrody działkowe to potężny ruch społeczny, potężny głos, który woła do polityków: zostawcie ogrody w spokoju! (…) Gdyby nie było PZD już dawno po ogrodach opadłby kurz (…)
Ogrody to „urządzenia użyteczności publicznej” a projekt ustawy to „zwalczanie społeczeństwa obywatelskiego”. I wreszcie: „ogrody to nie tylko grunt, to przede wszystkim milion rodzin!”.
Także przemowy polityków lewicy odebrano bardzo ciepło. Jerzy Szmajdziński cytował piosenkę śpiewaną przez Marka Grechutę, mówił o rocznicy zburzenia Bastylii. Waldemar Pawlak zaczął od stwierdzenia:
Co to za państwo, co obawia się ogródków działkowych?
Górnicy siedzący za mną komentowali:
„Bardzo ładnie mówi.”
Więcej jak połowa Kongresu upłynęło na politycznych wystąpieniach. Okazało się, że ogródki działkowe mają liczne grono przyjaciół. Dopisali samorządowcy (prezydent Poznania jako szef Związku Miast Polskich), związki zawodowe, ludowcy, wszystkie twarze lewicy, a także reprezentacja PO. Politycy stanowili nie lada atrakcję – stała do nich kolejka po autograf na kongresowym zaproszeniu. Byli zachwyceni swą rolą celebrytów.
Górnicy tak podsumowali ciąg wystąpień:
-Lewica za nami, prawica za nami! Tak ma być!
-No i my za nami!
Na zakończenie Prezes ofiarował każdej z okręgowych delegacji PZD drzewka kongresowe stojące w obszernych donicach za stołem prezydialnym. Bohaterem botanicznym dnia okazały się dorodne okazy gatunku Robinia pseudoakacia:
Twarde, nie do pokonania (…) posadźcie je na terenie ogólnym w waszych ogrodach, zafundujcie tabliczkę. To symbol wytrwałości, dążeń, walki. Nie poddamy się nigdy!
Owacje.
Dzień kongresowy dobiegł końca. Działkowcy zaczęli pospiesznie opuszczać salę, potem pałac, rozeszli się po wszystkich parkingach, zaczęli wietrzyć nagrzane autokary i rozjeżdżać się do domów.
Podróż do Warszawy okazała się podróżą w przeszłość. Klimat PRL-u emanował z każdej cateringowej filiżanki, z każdego papierosa wypalanego na schodach PeKiNu. Działkowcy objawili się jako ludzie starsi, przemijającej świetności, zaaferowani, karni, zorganizowani, choć swojsko buńczuczni. Dla wielu ta wyprawa była ważnym wydarzeniem. Coś na kształt działkowej pielgrzymki (te autokary, sztandary, gale). Przywieźli transparenty, które wznosili w szczególnie gorących momentach, komentowali ale pod wąsem, do sąsiadki na uszko. Trzymali fason, srogie i skupione miny, mimo ukradkiem ucinanych drzemek i nieobecnych spojrzeń. Punkt ratownictwa medycznego był liczny i świetnie wyposażony. I pomyśleć, że 10 dni wcześniej na tej samej scenie zagrał John Zorn…
Mimo kongresowego sukcesu (obietnice poparcia) odniosłam wrażenie schyłku. Mimo politycznego przebudzenia działkowców o jakim mówił prezes Kondracki, mimo rozmachu i skali samego Kongresu, mimo podziękowań do mediów – następnego dnia dzienniki nie poświęciły sprawie linijki.
Ruch działkowy w Polsce ma 110 lat. PZD liczy sobie ponad 25 lat. Czy ogrody działkowe przetrwają wymianę pokoleń? Wiem, przyjdą nowi emeryci, zresztą jest sporo młodych ludzi działkujących tu i tam. Ale czy wpiszą się w takie reguły gry, jakich byłam świadkiem na Kongresie? Niekoniecznie.