Uwodzicielski urok przedmiotu….czyli o potrzebie estetyki na działce.
16 07 2009 :: Katarzyna Majbroda :: Komentuj (2)W ROD Różanecznik odkryłam miejsce, które może urzec od pierwszego spojrzenia. W alei ogródków działkowych nagle pojawia się kolorowa przestrzeń – colage roślin i przedmiotów. Wchodzę – im dalej w głąb, tym więcej miniatur: drewniane czerwone domki, studnie, z których nigdy nie czerpano wody, młyn, który nie miele ziarna i ul, z którego żaden pszczelarz nie wyciąga słodkiego miodu.
Wśród kępy iglaków, które są największą dumą działkowiczki i zajmują sporą przestrzeń ogródka, usadowił się sztuczny – uszyty przez właścicielkę bocian.
Był i drugi, ładniejszy – jak zapewnia – ale ktoś go w ubiegłym roku ukradł.
W małym oczku wodnym pływa gumowa kaczka; wśród starych garnków “siwaków”, malowanych czerpaków i kolorowych konewek sterczy głowa Rumcajsa; dalej drewniany wóz zaprzężony w konia na biegunach, który kiedyś służył do zabawy wnuczkom.
W czerwono-zielonej altance na ścianach wiszą pluszaki – postaci z bajek dla dzieci, obrazek święty, a w koncie leży bałwan – czeka na śnieg i swoje zimowe miejsce przed altanką. A wszystko precyzyjne, imitujące “prawdę” i przede wszystkim “na swoim miejscu”.
Właścicielka działki jest typem “estetki”. Lubi, żeby “było kolorowo i ładnie”; działka jest dla niej całym życiem. Jak wyjaśnia:
Sztuczne ptaki muszą być na działce, bo prawdziwych jest coraz mniej – prawie w ogóle nie słychać ich świergotu, bałwana też nie ma co lepić, bo zaraz się roztopi, a taki sztuczny – styropianowy zawsze dłużej postoi
.
To, że bałwan powinien w zimie stać w ogródku jest oczywiste. Warto dodać, że przedmioty zainstalowane na działce są wyrazem sentymentu i przywiązania działkowiczki do poprzedniego ogródka w ROD Osobowice; część z nich została stamtąd przeniesiona. Niektóre z nich zostały wyłowione z wody podczas powodzi. Na działce u pani Ludwiki mają szansę na “drugie życie”, to ich swoisty renesans.
Horror vacui? Przejaw kiczu, o którym wiemy od Abrahama Moles’a, że daje ludziom szczęście? Kicz (określenie to powstało ok. 1870 r. w monachijskich kołach malarskich i pierwotnie dotyczyło tylko obrazów), jak pamiętamy, pełni głównie funkcję dostarczania przyjemności czy też raczej spontaniczności w odczuwaniu przyjemności; zatem podstawowym jego celem staje się wspaniały efekt, dekoracja i urzekający ornament. Mając w pamięci koncepcję wspomnianego już A. Moles’a, można by dostrzec w opisywanym ogródku organizowanie przestrzeni wedle zasady kumulacji i synestezyjnej percepcji. Pierwsza z nich wiąże się z ideą gromadzenia różnych przedmiotów, która pojawia się w cywilizacji mieszczańskiej, a przejawia się najczęściej w nakładaniu się na siebie różnych stylów i kategorii estetycznych, co prowadzić może do wykroczenia poza granice naszej wrażliwości, czasem do radykalnej wobec niej opozycji, do odczucia przerysowania, “wynaturzenia”. Druga z zasad jest ściśle związana z kumulacją przedmiotów, a obie fundowane są na chęci zaangażowania podczas percepcji przestrzeni jak największej liczby kanałów zmysłowych. Na działce pławimy się w niezliczonej ilości bodźców mobilizujących jednocześnie oko‚ ucho‚ nos – zwłaszcza wiosną i latem, kiedy rozkwitają kwiaty, pachną zioła i dojrzewają w słońcu owoce. Można by też powiedzieć, że wspomniany ogródek stanowi exemplum zastosowania estetyki pokoju dziecięcego, którą dostrzegł niegdyś antropolog Roch Sulima, obserwując ogródki działkowe; a może po prostu zamiłowanie do “ładnego przedmiotu”,, chęć oswojenia i zaaranżowania własnej, bezpiecznej przestrzeni. Mowa przecież o ogródku działkowym, w którym spędza się całe dnie i późne wieczory. Jedno wyjaśnienie nie wyklucza wszakże drugiego.
Przestrzeń tego ogródka jest niezwykle uporządkowana, właścicielka dba o to, aby wchodzącego gościa witały przy furtce kwiaty, których kępy narastają w miarę zbliżania się do środka działki. Po obu stronach ścieżki prowadzącej do altanki i ławki, pod starą śliwą rozmaite iglaki i krzewy, a wszystko rozplanowane w grządkach i szpalerach rozchodzących się promieniście.
Ma tu Pani swój prywatny świat
mówię,
Tak, ja lubię na to patrzeć
– odpowiada pani Ludwika. Można by w tym miejscu rozpocząć antropologiczną refleksję na temat opozycji natury i kultury, hiperrealności i innych nasuwających się kategoriach. O tym wszystkim chciałabym opowiedzieć przy innej okazji; a teraz proponuję po prostu popatrzeć.